Rycerz wołał go dlatego, że dostrzegł na drodze nadjeżdżający z przeciwka wóz przybrany

130 Rycerz wołał go dlatego, iż dostrzegł na drodze nadjeżdżający z przeciwka wóz przybrany królewskimi chorągiewkami a także na widok taki nabrał przekonania, iż szykuje się nowa przygoda. Hełm wszakże Don Kichota przypięty był do Sanczowego siodła, a bez hełmu rozpoczynać przygodę, o ile będzie pomyœlną, nie sposób. Usłyszawszy przynaglanie swego pana, Sanczo Pansa pospiesznie dołożył nabyte serki nie gdzie indziej, tylko do hełmu Donkichotowego, a także popędził kłapoucha, by czym prędzej stanąć przed zniecierpliwionym rycerzem. – Hełm! – rozkazał Don Kichot. – Żwawo! Giermek bez namysłu podał mu hełm wraz z zawartoœcią, a Don Kichot, nie zaglądając do œrodka, wsadził sobie hełm na skroń; ledwie go umocował, biała serwatka jęła spływać po policzkach, nosie a także karku rycerza, co poczuwszy, wykrzyknął przerażony : – Na Boga! zdaje się, iż mózg mi topnieje! – a także poœpiesznie œciągnąwszy hełm z głowy, zajrzał do œrodka. – To nie ja włożyłem takie serki! – uprzedzając wybuch gniewu swego pana, oznajmił Sanczo Pansa. – bo a także skąd bym miał jakieœ serki czy mleko, a gdybym miał, tobym sobie do brzucha wsadził, nie do waszego hełmu! To najpewniej czarnoksiężnicy... –użył wypróbowanego argumentu. – Daj mi jaką chustkę, żebym sobie twarz otarł – zażądał Don Kichot. Coœ nie wierzę tym razem w czarnoksiężników... Ale na dłuższe œledztwo nie jest już okresu, ponieważ wóz wiozący przygodę był tuż; Don Kichot, otarłszy sobie twarz a także ciemię, także hełm, wsadził go z powrotem na skroń, dobył broni a także zastąpił drogę wozowi. – Cóż to za wóz – zawołał donoœnie – a także co na wozie? – To mój wóz – odparł woŸnica – wynajęty do przewiezienia dwóch lwów, które gubernator Oranu przysyła w podarunku Jego Królewskiej Moœci. – znaczne takie lwy ? – kontynuował przesłuchanie Don Kichot. – większych nie widziałem – odezwał się drugi mężczyzna, jadący na przedzie wozu – a jestem dozorcą lwów, to moje zajęcie. W pierwszej klatce jest lew, a w drugiej lwica; jedno a także drugie szczególnie wygłodniałe; œpieszymy się, by dotrzeć do miejsca, gdzie je okaże się da się nakarmić. – A nie – powiedział Don Kichot. – Najpierw otworzysz takie klatki a także wypuœcisz lwy na mnie; pokażę bestiom, kim jest Don Kichot. Wszyscy zaczęli błagać Don Kichota, żeby dał spokój; między innymi Don Diego de Miranda usiłował mu wytłumaczyć, iż dzikie zwierzęta w ogóle nic wspólnego nie mają z błędnym rycerstwem, a takie lwy w szczególnoœci żadnym ruchem łapy ani pomrukiem nie wystąpiły przeciwko niemu; w co więcej stanowią podarunek dla Jego Królewskiej Moœci a także nie należy przeszkadzać im w dotarciu do zamiarze. – Moje to, nie czyje inne rzemiosło – dumnie powiedział Don Kichot – a także ja wiem najrozsądniej, czy takie lwy mają coœ, czy nie mają z błędnym rycerstwem. Ej, człowieku! – podniósł głos na dozorcę zwierząt. – Wypuœcisz je zaraz z klatek albo na owej kopii jak na rożnie ciebie obrócę! Pojęli, iż na Don Kichota nie ma rady, woŸnica zatem poprosił jedynie, by pozwolił mu wyprząc muły a także schronić się z nimi w bezpiecznym miejscu, a dozorca zwierząt wziął wszystkich obecnych na œwiadków, iż otwiera klatki pod przymusem, za wszelkie zaœ zło a także szkody, jakie z tego wynikną, obarcza odpowiedzialnoœcią pana rycerza. WoŸnica wyprzągł muły a także oddalił się z nimi do lasu, jego œladem oddalił się też na swej jabłkowitej klaczy szlachcic w zielonkawym ubraniu a także opłakujący już swego pana Sanczo Pansa na kłapouchu. Don Kichot, rozważywszy, czy dogodniej okaże się walczyć z lwami pieszo czy konno, zdecydował się na tę pierwszą możliwoœć, jako iż nie był pewien, czy widok bestii