- To prawda. To nasze przeznaczenie i musimy je spełnić. Nastąpi dzień, gdy czaszka

- To prawda. To nasze przeznaczenie i musimy je spełnić. Nastąpi dzień, gdy czaszka ostatniego ustuzou zawiśnie na cierniach Ściany Pamięci. Stallan powiedziała spokojnie i bardzo szczerze. - To ty ją zawiesisz, Vaintè. Tylko ty. 238 ROZDZIAŁ XXIX Vaintè przyzwyczaiła się codziennie wieczorem, tuĹź przed zachodem słońca, oglądać model Gendasi*. O takiej porze nie było juĹź jego budowniczyń, odchodziły po zakończeniu pracy zawodowej, miała tylko dla siebie owe duże, słabo oświetlone tereny. Badała wtedy wszelkie modyfikacje poczynione owego dnia, sprawdzała, czy ptaki dostarczyły nowych, ciekawych zdjęć. Trwało lato i zwierzęta wędrowały, hordy ustuzou poruszały się rĂłwnieĹź. Widziała, jak łączyły się i rozdzielały, aĹź nikt nie był w stanie ich odróşnić. Nie miała obecnie władzy, dlatego nie mogła nakazać określonych lotĂłw, musiała przyjmować bez pytań wszystkie plotkę dostarczane na zdjęciach. Pewnego wieczoru, gdy tam była, przyszła Stallan ze świeĹźo dostarczonymi zdjęciami; chciała je porĂłwnać z obrazem plastycznym. Vaintè chwyciła je łapczywie, oglądała na ile tylko pozwalało słabnące światło. nigdy owego nie uzgodniły, lecz Stallan po odkryciu, Ĺźe Vaintè przebywa codziennie o takiej porze przy modelu, przychodziła tam często osobiście, przynosząc nowe zdjęcia ruchĂłw ustuzou. W ten sposĂłb Vaintè wiedziała tyle samoczynnie, co wszyscy w mieście o stworzeniach, ktĂłre przysięgała zniszczyć. Pilnie przeglądała wszystkie nowe zdjęcia doliny ustuzou na południu; nie zdziwiła się, gdy ktĂłregoś dnia zniknęly skĂłrzane schronienia i wielkie zwierzęta. Kerrick nie czekał na jej powrĂłt Odszedł. Pojawi się jednak, była owego pewna. poprzez całe lato badała model, nie pokazując się w ambesed i czekając. Śledziła ruchy róşnych hord, widziała, jak jedna z większych przemieszcza się stale na wschĂłd. Gdy ta właśnie horda opuściła schronienie w gĂłrach i zbliĹźała się do krawędzi oceanu, czekała dalej, nic nie mĂłwiąc. Gdy zatrzymała się, będąc w zasięgu ataku z morza, czekała nadal. Jej cierpliwość wystawiona była na ciężką prĂłbę. Stallan przekazywała jej niepokoje Yilanè wywołane zbliĹźaniem się ustuzou, gniew, Ĺźe nie są atakowane. Malsas< teĹź się o nich dowie, zobaczy zdjęcia, będzie musiała coś zrobić. Naciskano obecnie ją, a nie Vaintè, co pozwalało poskromić niesprawiedliwość, choć nadal przychodziło jej to z wielkim trudem. Miała jednak wszystko do wygrania, a niewiele do stracenia. Gdy przybyła fargi, ukryła swe podniecenie pod maską bezruchu. - Posłanie Vaintè, od Eistai. - MĂłw. - Konieczna jest natychmiast twa obecność w ambesed. - Wracaj, przyjdę. Vaintè długo myślała o takiej chwili, rozwaĹźała, ile powinno upłynąć czasu od dostania wiadomości do wyruszenia. Nie za długo; nie może bez powodu draĹźnić Malsas<. Zastanawiała się nad nałoĹźeniem na ramiona oficjalnych ornamentĂłw, lecz odrzuciła ten pomysł. Musi się obejść bez ostentacji. Spuściła tylko na dłonie kilka kropel olejku, natarła nim pierś, tak iĹź lekko błyszczała. Resztę zuĹźyła na przedramiona i gĂłrną część dłoni. Na tym skończyła. Wyszła bez pośpiechu, choć skierowała się na ambesed najkrĂłtszą drogą. Tam, w sercu miasta, zasiadała kiedyś jako eistaa. Wraca tam obecnie - jako kto? Pokutnica, błagająca? Nie, na pewno wolałaby zginąć, niĹź prosić o łaskę. Weszła gotowa odebrać rozkaz, słuĹźyć Alpèasakowi, nic więcej. Idąc okazywała to postanowienie kaĹźdym ruchem ciała. Ambesed był obecnie obszerniejszy, przybyłe z Inegban* powiększyły szeregi mieszkanek Alpèasaku. Stary w grupkach rozmawiając lub przechodziły powoli od jednej grupy do